Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przecisnęły się przez tłok do tej oficynki, w której był pokój do ubierania się występujących, przedzielony czerwonym kretonem na dwie garderoby, męską i damską.
— Ja już czekam! — zabrzmiał jakiś schrypnięty pijacki głos z poza zasłony.
— Może pan swoje zaczynać, zaraz przyjdę! — odpowiedziała Wolska, gorączkowo ubierając się w jakiś dziwaczny, czerwony kostyum.
W parę minut była już gotową do występu.
Janka wyszła za nią i usiadła na wprost estrady, Wolska, rozgorączkowana pośpiechem, zapinając jeszcze ostatnie guziki i haftki, ukazała się na estradzie, długim ukłonem witając publiczność. Muzykant uderzył w żółte klawisze i wraz rozległ się śpiew:


Raz na pniu między dębami,
Siedziały sobie turkawki,
I nie wiem dla jakiej zabawki
Całowały się dziobkami.

Brzmiała stara, sentymentalna, piosnka z „Krakowiaków i Górali“, przerywana tylko częstemi brawami, stukiem kufli, brzękiem talerzy, trzaskaniem drzwi i strzałami w strzelnicy. Latarnie rozsiewały jakieś mętne, brudne światło; dziewczyny w białych fartuchach, z pełnemi rękami kufli, przesuwały się pomiędzy stolikami, liczyły głośno należność, rzucały z brzękiem resztę, wdzięczyły się do pijących i cyniczne rzucały uwagi i odpowiedzi zaczepiającym je... Śmiechy rubaszne, dowcipy grube, żarty rynsztokowe wypryskiwały niby race i odpowiadał im zaraz szeroki, bezmyślny śmiech.