Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! jakiś ty podły, jakiś ty podły! — szepnęła.
Aktor cofnął się, nie wiedząc co pokazać w twarzy, śmiech, czy też udawać obrażonego.
— Do mnie to mówisz, do mnie, ty?...
Nie śmiał zakląć. Ta dziewczyna zawsze swoim wzrokiem pani i dumną twarzą nakazywała mu szacunek, wtłaczała mu niejako do gardła brutalstwa, jakiemi chciał zionąć na nią.
— Do ciebie! Jesteś podły! najpodlejszy z ludzi, słyszysz! najpodlejszy!
— Janciu! — zawołał, jakby się tem chciał zasłonić od jej zniewag.
— Zabraniam tak panu mówić do mnie, to mnie znieważa.
— Zwaryowałaś czy co? Cóż to za heca! — wykrztusił ze złością.
— Poznałam pana i pogardzam nim z całej duszy.
— Phi! Także patetyczną wybrałaś sobie rolę. Czy to na debiut w warszawskim?
Odpowiedziała spojrzeniem pogardy i odeszła.
Sowińska przybiegła do niej i z tajemniczą a okrutną litością szepnęła.
— Niechże się pani tak nie irytuje i nie trzeba się ściągać gorsetem.
— Dlaczego?
— Może szkodzić, bo to... bo... i resztę dopowiedziała jej do ucha.
Krew ją oblała rumieńcem wstydu, że Sowińska