Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stara chodziła koło niej, jak około lokatorki, płacącej z góry i doglądała, żeby jej czego nie brakowało.
Sowińska była szorstka i gwałtowna, na zięcia często porywała się z pięścią, robotnice z pracowni nieraz przepędzała bez najmniejszego powodu i cały dzień krzyczała na wszystkich. Miała swoje dni, w których nic nie jadła, do teatru nawet nie szła, siedząc zamknięta w swoim pokoju i płacząc dzień cały, lub chwilami wyklinając z całą pasyą kobiety prostej.
Po takim dniu była jeszcze energiczniejszą i bardziej rzucała się w intrygi zakulisowe. Wtedy widać ją było wszędzie. Chodziła do publiczności, rozmawiała cicho z młodzieżą, kręcącą się koło teatru i aktorek. Przemieniała się w pewnego rodzaju rajfurkę. Przynosiła aktorkom zaproszenia na kolacye, bukiety, cukierki, listy, i starała się z prawdziwą namiętnością nakłaniać do uległości oporne. Chodziła za towarzyszkę na biby i wiedziała kiedy wynaleźć ważny powód do natychmiastowego wyjścia, żeby nie przeszkadzać.
Miała wtedy pod maską dobrodusznej i pomarszczonej starości wyraz okrutnej, złośliwej uciechy. Dla opierających się miała w pogotowiu rodzaj filozofii którą im wygłaszała.
Janka raz tylko słyszała, jak stara mówiła do Szepskiej, która wstąpiła do teatru uwiedziona przez jakiegoś chórzystę.
— Pani mnie słuchaj?... Cóż ci twój miły daje? Mieszkanie na Browarnej i serdelki z herbatą na rano, południe i wieczór... To przecież wstyd marnować się dla takiego! Możesz przecież pani tak mieszkać, jak tylko