Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dendronów, pomiędzy oknami, tworzył oazę pysznej zieloności, uwydatniającej przepiękną linię torsu Venus Milońskiej, z pożółkłego gipsu, stojącej na nizkim, udrapowanym purpurą postumencie.
Fortepian w głębi, otoczony girlandą sztucznych kwiatów, dźwigał na sobie wysoką, złotą paterę, narzuconą stosem biletów wizytowych. Cztery malutkie stoliczki, obstawione błękitnemi krzesełeczkami, rzucono bardzo umiejętnie w najjaśniej oświetlone miejsca. Poczerniałe i obite złocenia ram luster zręcznie zamaskowano czerwonym muślinem, artystycznie poprzepinanym kwiatami; poobdzierane obicia ukryto pod obrazami. Salon wyglądał doskonale i taką miał cechę wytworną i artystyczną, że Cabińska, wróciwszy z teatru, stanęła zdumiona i zawołała z entuzyazmem:
— Przepyszna scena!... Jasiu, jesteś mistrzem i dostałbyś ogromne brawo za takie urządzenie.
— Loboga!!... pięknie, kiej na kumedyi! — dodawała niania, przechodząc po salonie na palcach.
Cabiński uśmiechał się tylko; jego tapicerska przeszłość dostawała brawo.
Drugi pokój, jeszcze większy, stanowiący w zwykłym czasie śmietnik po prostu, tak był zastawiony i zarzucony utensyliami scenicznemi, obecnie przemieniony na jadalnię, olśniewał restauracyjnym przepychem: białością obrusów, błyszczącemi platerami, bukietami kwiatów, masą zastawy stołowej i — szablonem.
Cabińska zaledwie zdążyła się przebrać w paradną suknię liliową, przy której jej cera przywiędła i znisz-