Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nianiu — wołała dyrektorowa.
Niania nie słyszała, bo zdjąwszy najmłodszemu zabłocone buciki, szczotkowała je zawzięcie.
— Edziuś był na ulicy. Edziuś nie słucha niani... niania przyprowadzi dziada i każe wziąć...
— A jakże dziada!... Tatuś grywa dziadów, widziałem! — odezwał się powątpiewająco Wacek.
— A to zawołam żydówkę, co sprzedaje śledzie, i Edziusia i Wacia sprzedam, jak nie będziecie niani słuchali.
— Niania jest głupia!... Żydówki przecież grywa pani Wolska, to się jej nie boję.
— A kiej to będzie Żydowica prawdziwa, nie żadna kumedyantka.
— Niania się sypie! — powiedziała Jadzia, najstarsza, ośmioletnia, z miną i głosem głęboko przekonanej wyższości.
— Nianiu! — krzyknęła Cabińska, wysadzając przeze drzwi głowę.
— Adyć słyszę, ale przecież dzieci pilniejsze.
— Gdzie Antka?
— Poszła do magla.
— Pójdzie mi Niania po suknię na Widok, do Sowińskiej. Wie niania gdzie?...
— Adyć wiem!... do ty chudy i zły, kiej pies...
— Niechże niania zaraz idzie i powraca prędko...
— Mamusiu!... to i my pójdziemy z nianią... — prosiły po cichu dzieci, bo się bały matki.
— Zabierze niania dzieci ze sobą.
— To się wi, żebym ich samych nie zostawiła!