Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakto?... mnie się czepia?... — zapytała ze złością dyrektorowa...
— Nigdy się w plotki nie bawię, nie umiem siać zawiści, ale...
— Cóż ona mówiła?... przed redaktorem, mówi pani?... Nędzna kokietka.
Majkowska uśmiechnęła się nieznacznie, ale prędko odpowiedziała:
— Nie powiem... nie lubię głupstw powtarzać!...
— Zapłaci się jej za nie!... Damy jej radę!... — szepnęła dyrektorowa.
— Dobek! sufler... do budy!
— Próba!
— Na scenę! na scenę!... — zaczęto wołać z widowni.
— Chodźmy!... Czy dyrektorowa dzisiaj co gra?...
— Nie.
— Dyrektorze! — zawołała Majkowska — już można... dyrektorowa się zgadza.
— Dobrze moje robaczki, dobrze...
Poszedł pod werandę, gdzie już siedziała Nicoleta z jakimś niemłodym jegomością, ubranym bardzo starannie.
— Prosimy na próbę... Dzień dobry dziedzicowi dobrodziejowi!...
— Z czego próba? — spytała Nicoleta.
— Z „Nitouche“... przecież ją pani grasz... ogłaszałem już o tem w pismach...
Kaczkowska, która w tej chwili przyszła i patrzyła, zasłoniła się szybko parasolką, żeby nie parsknąć śmiechem z komicznego zakłopotania Nicolety.