Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Bunt - Baśń.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozgorzały i porwany swoją ideą, rozsnuwał obrazy nieniedalekiej szczęśliwości.
Wiedzieli już o tem, ale dopiero kiedy skończył, Kulas zaskomlał.
— Przysięgniemy ci na wierność i pójdziemy z tobą!
Spojrzał podejrzliwie, ślepia ich wyrażały taką szczerą prawdę, że uwierzył.
— Ale teraz daj nam pomoc! Poprowadzę stronami, znam wszystkie przesmyki. Znam miejsca gdzie obozują. Uderzymy na nich w nocy, kiedy powyprzęgają konie. Ty runiesz pierwszy ze swoimi, bo konie nam nie uwierzą, mają do nas jakieś dawne uprzedzenia. Na księżyc przysięgniemy ci wierność i posłuszeństwo, tylko ratuj.
Zaszyli się w gąszcze, żeby mu zostawić czas do namysłu.
Wprawdzie nie zawierzył im we wszystkiem, ale postanowił ratować puszczę, żeby przy tej sposobności nasycić głodną zemstę.
— I niech się moi zaprawią uderzać na człowieka bez strachu — rozważał.
Zwoławszy z okolicy kilkadziesiąt co najdzielniejszych psów, wyruszył z niemi o samem południu. Kulas poprowadził wyprawę tylko sobie znanemi przesmykami na przełaj borów, reszta wilków biegła na flankach. Zagłębiwszy się w bory, przepadli w nich ze szczętem, gdyż biegli w najgłębszem milczeniu, tylko lecące za niemi nad lasami jastrzębie i kruki zdradzały ślady ich przejścia. Odpoczywali niekiedy, krzepiąc się tem, co im znosiły wilki i lisy. Dopiero o późnym