Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 01.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 175 —

— Trzeba dzisiaj stanowczo pomyśleć: Zosia czy Orłowska? — myślał, leżąc. — Osiecka mówiła, że trzy tysiące w dzień ślubu. Trzy tysiące! ogromnie mało. Policzmy. — Wyjął notes i ołówek i zaczął stawiać różne cyfry, obliczać. — Ogromnie mało — splunął pogardliwie. — Nie, nic z Zosi, niema co myśleć... nędza. Pomyśl, Hipciu! Podoba ci się, co? Hi! hi! hi! — śmiał się cicho i urągliwie, że zadał sobie takie głupie pytanie. Nie cierpiał kobiet, bo dla niego kobieta była synonimem rozrzutności i słabości. — A Orłowska? — snuł dalej. — Bogata, podobno trzydzieści tysięcy! Śliczna cyfra! — Pisał kilkakrotnie tę cyfrę, lubował się szeregami zer, kreślił je z miłością. — Idjota, który niedługo zdechnie, albo zwarjuje! — pomyślał pod adresem Orłowskiego. — Cham przeszkodą — szepnął nienawistnie i splunął, jakby w twarz Grzesikiewiczowi. — Będziesz, Hipciu, całe życie parobkiem, bo chamy ci zabiorą tysiące! — Zerwał się z łóżka, usiadł przy oknie, pił herbatę i rozmyślał długo.
— Od dzisiaj zacznę się starać o Orłowską! Zacznę robić czułe miny! Hi! hi! hi!.. — Przejrzał się w lusterku, pogładził włosy i śmiał się długo i głośno, aż Amis zaczął skakać mu do piersi i szczekać; kopnął go, pies zawył z bólu i skrył się pod łóżko. Świerkoski się uspokoił i przebrał się bardzo prędko.
— Kamienie dobrze idą, zarobię dosyć. Wygram choćby jedną główną, ożenię się z Orłowską, zsumujmy razem. — Policzył i zapatrzył się w cyfry. Zatarł radośnie ręce. — Piękna cyfra. Hipciu, postaw na niej. Tak, ona może wygrać, — Zapisał ją sobie w no-