Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 2.pdf/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
352

I pancerz z łusek srebrnych misternie robiony.
Nawet chiton rozdarła — pomiędzy ramiony —
Niedaleko do serca było włóczni wrogiej...
Kiedy schylił się Parys — i tak śmierci srogiej
Uniknął... Menelaos zawód widząc, gniewny,        25
Chwycił miecz — co od słońca jasnym rzuca blaskiem —
I ciął go w hełm, gdzie lśni się pióropusz powiewny...
Lecz (o bogi!) miecz prysnął na kawałki z trzaskiem
I w trzy części rozpadły — padł z ręki na ziemię.
Jęknął Atryda — głosem, co płynie w podziemie,        30
I złorzeczył Zewsowi — co ma tron na niebie:
„Ojcze Zewsie! — zawołał — nikt nie jest od Ciebie
Gorszym z tych, co w Olimpie mają dział w nektarze.
Myślałem-ci ja w duszy, że podłość ukarzę!...
A tu miecz pękł mi w ręku; a i dzidę silną        35
Na próżnom rzucił dłonią — bo szła drogą mylną!...”
Tak rzekł i rzuciwszy się — chwycił go za kitę,
Co na bok lśniące pióra rozsyła obfite,
I wlókł go ku Achajom, o zbrojnych goleniach,
A szyszak, co się łączył pod brodą w rzemieniach,        40
Gniótł delikatne ciało i przerzynał krwawe...
I byłby Menelaos wielką zdobył sławę,
Gdyby nie piękna Kiprys, która ulubieńca
Chroniąc, przerwała rzemień... i z bitwy młodzieńca