Piękniejsza — pani miast, Jerozolima.
Bo zdaje mu się, że stoi na szczycie
Głuchej Kalwarii, usłanej obficie
Grobami ofiar. A u stóp, w dolinie, 425
Cedron falami czerwonymi płynie...
I łzą boleści zachodzą Mu oczy,
Gdy patrzy w rzekę, co fale krwi toczy —
I wielkim smutkiem ciemnieją Mu lice,
Gdy okiem idzie przez rojne ulice... 430
Nic — nic po wiekach... To samo, to samo...
Widzi kapłanów, wychodzących bramą
Z onego domu, gdzie mieszka Rozpusta.
Faryzeuszów, mówiących przez usta
Kłam i fałszywe dających przysięgi. 435
Widzi ich, ciżbą idących z kościoła,
Wielkie na ręku dźwigających księgi,
Z bojaźnią bożą patrzących dokoła,
Jako zbrodniarze, gdy ich się zawoła
Wprost po imieniu. Patrzy na ich lice, 440
Kiedy z uśmiechem kupców i kramarzy
Wchodzą do sklepów i w cuchnącym szynku
Saduceuszom czynią obietnice
W zamian za złoto... Widzi tych handlarzy —
I cudzoziemskie kohorty na rynku. 445
I mieszczan widzi, wznoszących mozolnie
Z dobrego serca i własnej ochoty
Ku wiecznej chwale swej — pomnik Głupoty.
I ten sam nędzny, żyjący niewolnie
Tłum głodnych ludzi, spieszący na połów 450
Ryb — i zgarbionych, dźwigających młoty,
Strona:PL Władysław Orkan-Poezje Zebrane tom 1.pdf/91
Ta strona została uwierzytelniona.