Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poczęły nań pierwsze baby i dzieci kamieniami i błotem miotać, psy na niego zażarte .szczuć, a chłopy już koły z płotów łamać na jego kości, tak, że byłby pewnie żyw nie uszedł, gdyby nie Kozacy, którzy go między siebie wzięli i na pole wyprowadzili. Uciekał Kajdasz jak wilk, co się z sieci wydarł, choć mu zawiesiste brzuszysko mocno zawadzało, ale strach go popędzał przez pola, że go już i widać nie było pod lasem.
Kiedyśmy tak zostali sami nasi, rzecze stary Bedryszko:
— Wszystko to dobrze poszło, ale trzeba pomyśleć o tym, co jutro będzie. My stąd odjedziemy; w dalekie strony nam droga, a wy zostaniecie i podstarości zostanie. Tu nie Zaporoże u was, jeno królewszczyzna; na karku wam zamek i słudzy jego. Bóg wysoko, król daleko, wróg u boku. Jest u nas przysłowie: Czeszy dit’ka z ridka; nie skrob aj nazbyt diabła, bo cię na rogi weźmie. Musimy pogadać z podstarościm. Dajcie mu, Marku, dobre słowo i jakąś nawiązkę za te nahajki, którymi go Semen przeskrobał; niechaj on cicho siedzi!
— Obiecaliście — odezwę się na to do ojca — dać mu jeszcze sto złotych, kiedyście do Turek wyjeżdżali, i daliście mu już ów dukat królewski z Janowa; chodźmyż teraz do niego i zanieśmy mu tych sto złotych, a pewnie mu gębę zatkamy.
Matka także radziła dla miłego spokoju tak uczynić, chociaż to wydarty grosz będzie, bo podstarościemu ani marny szeląg się nie należy, posłuchaliśmy tedy Bedryszkowej rady i odliczywszy dwadzie-