Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i oto, czego się dowiedziałem: Przyszła dla was konfirmacja królewska na sołtystwo i wydano ją z zamku podstarościemu, aby ją wam lub waszej żonie oddał. Podstarości tedy mówi Kajdaszowi:
— Albo ty mi, bratku, dobrze zapłacisz, tedy ja tę konfirmację tak schowam, żeby ją oko ludzkie nie widziało, albo nie zapłacisz, tedy ja ciebie z sołtystwa tak samo wyrzucę, jakośmy Marków wyrzucili.
Kajdasz w płacz, w prośby, groźby; na nic to wszystko; przyszła chwilka i na wilka; tedy targować się zaczną jako dwa żydy.
— Dasz mi 200 złotych!
— Dam pięćdziesiąt!
— Dasz dwieście!
— Kat ciebie bierz, dam sto!
Nie mogli się zgodzić; od złych matek sobie nałajali, mało się nie pobili. Potem Kajdasz rzecze:
— Jak będzie, tak będzie, a jakoś to przecie będzie; pogodzimy się pewno. Przyjdźcie dziś do mnie na wieczerzę; mam miód stary i wina mi trochę z Węgier przyszło; łacniej do końca rzecz poprowadzim.
— Albom ja chrzan, żebym ja z miodem dobry był; dobry ja i bez miodu — mówi podstarości. — Jak dacie, co żądam, to i bez miodu się obejdzie.
Ale w końcu stanęło na tym, że przyjdzie i że mnie i skrzypki weźmie z sobą, aby im wesoło było.
Tu Matysek pociągnął dobrze miodu, mówiąc: „Grzej się Ewka, póki płoną drzewka“, a potem tak dalej rzecz swoją prowadził, a ja i ojciec słuchaliśmy go z wielką ciekawością: