Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A za cóż by ranie brać miano do Dorotki? — pytam na pozór śmiele, ale w duszy nie bardzom mężny, bo Dorotka, to była nazwa ciemnicy więziennej, do której sadzano najgorszych złoczyńców we Lwowie.
— Nie będziesz ty łgał przede mną, nie obełżesz mnie; wiem ja dosyć, a ty wiesz więcej.
— A cóż wy wiecie przeciw mnie?
— Kto miał przyjaźń z tym Kozakiem Semenem Bedryszką? kto z nim napadł na gościńcu żyda Mordacha? kto to zrabował, co żyd miał przy sobie? kto zakopał i wykopał?
— To jest sprawa Kozaka, a nie moja; jam nikogo nie napadł i nie zrabował. Szukajcie sobie Semena, kiedy wam go trzeba.
— A coś ty w lesie wykopał? — zapytał nagle Fok i położywszy obie dłonie na moje plecy, tak ostro utkwił we mnie oczy, jakby mnie aż do duszy chciał przeniknąć.
Wytrzymałem jego spojrzenie, anim mrugnął, i mówię:
— Nic.
— A jam to „nic“ widział — zawołał Fok już bardzo niecierpliwy — na własne oczy widział, bom cię przecie zeszedł na tym w lesie! Co to za rzecz była w tym skórzanym mieszku?
Stanąłem niemy jak słup, kiedy mi to powiedział, bom dotąd pewien był, że ani on, ani podstarości, ani Kajdasz nie widzieli, żem ów mieszek chował w zanadrze.