Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Semen wyjął z zanadrza mały krzyżyk drewniany, kijowski, rzezany, pocałował go, kazał mnie pocałować i tak się ozwał:
— Na ten krzyż, na św. Spasa, na Bogarodzicę, na św. Mikołaja i na wszystkich świętych i błażennych Ławry Pieczarskiej przysięgnij, że to, czego się tu dowiesz, zachowasz w tajemnicy, że nikt nie usłyszy od ciebie tego, co ty ode mnie usłyszysz, że nikomu tego nie pokażesz, co ja tobie pokażę, i że wszystko tak zrobisz, jako ja ciebie nauczę! Czy przysięgasz?
— Przysięgam.
— Ten turski Żyd, Kara—Mordach, cośmy go spotkali, to był taki przeklęty pies i zdrajca, co krew kozacką pił. Bóg mi go w ręce dał; zginęła żmija od szabli kozackiej.
— Co on wam zrobił, Semem — zapytałem.
— Co zrobił? — zawołał Semen — ojca mojego zdradził i sprzedał, Turkom pohańcom go sprzedał, jak podłe bydlę sprzedał, jak psa na łańcuch go wydał!
— A kto był wasz ojciec? Czy także Kozak — pytam znowu.
— Jakże nie Kozak? — rzecze Semen. — Oczywiście Kozak, my wszyscy z Kozaków i Kozacy; każdy Bedryszko Kozak! Ale jaki był Kozak! Takiego drugiego nie ma w Siczy, w całej Ukrainie nie ma ani na Zaporożu! On jeszcze hetmana Konińskiego widział, z Borodawką wojował, z Łobodą na Turków chodził, z Nalewajką i z Sahajdacznym! On był prawą ręką Sahajdacznego Konaszewicza, okiem