Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ani tam od Wołoszy, gdzie wasz Dniestr do morza wpada, to na dole, na dole...
— Jakoż to Dniestr? — rzekę ja z wielkim zdziwieniem, bo Dniestr płynął pod naszą wsią i ledwie go z oka naszego nie widać — to Dniestr płynie aż do Czarnego Morza?
— Co nie ma płynąć?... płynie aż do samego morza, a jakby ty, mołojczyku, wyszedł tu z Podborza, a szedł brzegiem, a szedł i szedł, i szedł.., tobyś do limanu, a z limanu do Czarnego Morza zaszedł, ot, co!
Zadumał ja się bardzo, a tymczasem matka mówi:
— A wy tam byli, Semen?
— Czemu ja nie miał być? Był ja tam, był ja i dalej. Kędy to Semen nie bywał z ojcem assawułą i mołojcami!...
— Tak piechotą, brzegiem dniestrowym? — pytam ja teraz.
— Widzisz go! Piechotą, brzegiem! Jeszcze ty durny mołojczyk jesteś! Na czajkach my tam byli.
I zaczął się śmiać bardzo ze mnie, a ja się już wstydziłem pytać, co to są czajki, bo znałem tylko czajki ptaki i słyszałem, że jesienią wybierają się za morze, ale matka pyta:
— A cóż to są czajki?
Tedy dowiedzieliśmy się od Semena, że to są takie duże czółna, żłobione z lipowych kłód, skórą w środku wybite, a dokoła trzciną, czyli oczeretem oplatane, na których i rzekami i morzem chyżo płynie, kto wiosłowania dobrze świadom.