Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przed samą sienią stały sanie kryte: obok nich stał sędziwy człowiek, wołając ratunku. Skoro ujrzał wychodzących ze światłem, wyniósł z sani omdlałą żonę; a stary sługa pomógł wysiadać przestraszonéj, młodéj i pięknéj córce.
Przyłożono drewek na komin, otrzeźwiono zemdlałą matkę: pan domu radosny i wesoły, dobył zapleśniałych butelek węgrzyna, i suto sędziwego ojca pięknéj córki raczył.
Stary sługa, uśmiechał się skrycie, patrząc na radość i wesołe lica swego pana, które zawsze ponurość i smutek od kolebki osiadały.
Gość przybyły, rozgrzany starym węgrzynem opowiadał, jak w drodze zaskoczony burzą, zmylił z drogi; a po długiém błądzeniu, napotkawszy gromadę zajadłych wilków, zalędwie uciec potrafił, i schronić się na podwórzu białego dworu.
Wnet rozpakowano sanie, a strudzeni, zziębli i wystraszeni podróżni, znaleźli ciepły i wygodny spoczynek. Znowu cisza dawna zaległa komnaty, a ogień na kominku słabym jeno przyświecał połyskiem.

III.

Zegar ścienny uderzył pierwszą po północy: stary Stanisław drzémał przy kominie pilnując ognia, gdy zaskrzypnęły drzwi od sypialni pana, i wyszedł uroczny, nierozebrany wcale. Sługa zdziwiony przetarł oczy, i pomruknął, snem rozmarzony:
— Co! panisko biedne, jeszcze nie śpi?
— Cicho! stary mój druhu! — odrzekł pan wesoło: — spać nie mogę i bodajbym nigdy nie zasnął, a był tak szczęśliwy, jako dzisiaj.
I usiadł w wielkiém krześle przy kominie, uśmiechał się radośnie i począł płakać.
— Płacz! płacz, biedniątko! — pomyślał Stanisław — prędzéj może wypłaczesz z uroku nieszczęśliwe oczy[1].
— Gdyby mi Bóg dał to, co zamyślam — mówił do siebie pan uroczny — niczegobym na tym nie zażądał świecie. Już lat trzydzieści żyję samotnie, jak pustelnik albo zbrodzień: a przecież nie skalałem się występkiem, nie pomyślałem o zbrodni! Tylko oczy! oczy moje!
Smutek zasępił oblicze, przed chwilą radosne, lecz wkrótce znów uśmiech osiadł na dawném miejscu: widać, że promyk nadziei spędzał ponurość.

— Mój stary przyjacielu! (a Stanisław spojrzał wesoło) ja może się ożenię!

  1. Lud utrzymuje, że płacz serdeczny przeczyszcza tego rodzaju oczy.