Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moich wędrówek, plon lat wielu, uzbierany to na wątłych tratwach górali, to w śniegowych górach, na piaszczystém Mazowszu, i czarnéj glebie Krakowskiéj, to w lasach Kurpi, i na równinach starego Podlasia. One w dymnéj chacie skracały przydłuższe wieczory. Rodzone siostry pieśni ludu, więcéj przysiadłe do zimowych wieczernic, niż pieśni.
Spojrzyj na te koła wiejskich słuchaczy i opowiadacza! Noc już na dworze ciemna, zimny wiatr poświstuje, śniegowa zamieć wszystko okrywa, a w chacie przy piecu i kominie nie czują zimna, przy cieple ognia, nie słyszą poświstu wichru, słuchając bajek i powieści: bo te powieści pełne cudów i dziwów przestraszają, zachwycają, silniéj niż do naszych, przemówią do serc prostych sielan: gdyż dla nich żyją cuda, widzą je jeszcze, i wierzą w nie szczerze. Dobry opowiadacz budzi w nich przestrach i radość na przemian. Oto noc, zębata strzyga piszczy na dachu, upiór wychodzi z mogiły, wilkołak wyje za płotem, a całe koło drży przestrachem, i z bijącem sercem ściska się coraz bliżéj jedno drugiego, jak trwożliwe owce. A tu książę możny sprawia wesele, huczą grajki, miody leją po podłodze, i wszyscy radośnie klaszczą w ręce, bo o przestrachu zapomnieli; już nie słyszą ani strzygi, ani wilkołaka za płotem.
Ileż lat już upłynęło, ile zmian w tych latach, ale bajki zawsze bawiły pokolenia ludu. Słuchaliśmy je z zajęciem, z czystą wiarą, bo z całą ufnością w dziwy: zapomnieli potém o nich, gdy przestaliśmy wierzyć w dziwmy, zostawując w spuściźnie jako cacko dla naszych dzieci: a nikt przecież nie zważał, że w nich prawdziwa rodowa, przedchrześcijańska jeszcze, oddycha fantazya.
Nie raz pragnąłeś, mój druhu, miéć odświeżone w pamięci, szukałeś z tęsknotą i pragnieniem, budziłeś je w duszy swojéj pełnéj poezyi. Otóż ci więc posyłam: widzisz w nich dowód, żem pamiętał o tobie, żeś mi blizki serca!
Niech one posłużą ci do wskrzeszenia jakiego obrazu, a ja dosyć się cieszyć nie przestanę, gdy będę mógł wyrzec: „Klechdy moje, napróżno was w świat nie posłałem”.

Jachranka nad Narwią 1837 r.