Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otwórzcie się drzwiczki! — krzyknął grubym i tęgim głosem lichwiarz. Drzwi się otwarły. — Zawrzyjcie się drzwiczki! — a drzwi się za nim zamknęły. Zaledwo wszedł, zobaczywszy kadzie, beczki, skrzynki pełne złota i drogich kamieni, przejrzał chciwemi oczyma wszystkie te skarby i przerachował, i począł wyjmować drżącą ręką worki i woreczki aby je napełnić. Wtém wyszedł powoli z głębi pieczary chart wielki, czarny, z błyszczacemi oczyma i położył się na skarbach i pieniądzach. Wystraszonemu lichwiarzowi zawróciło się w głowie, upuścił worki, a czarny chart pokazał mu zęby i przemówił:
— Po coś tu przyszedł lichwiarzu?
Dreszczem przejęty upadł na ziemię, i popełzał na rakach ku drzwiom jaskini, lecz w strachu tym zapomniał powiedzieć: — Otwórzcie się drzwiczki! tylko raz po raz krzyczał: — Zawrzyjcie się drzwiczki! — a drzwi były zamknięte.
Długo czekał nań wieśniak z bijacém sercem, wreszcie przystąpił ku drzwiom bliżéj. Tu usłyszał głuchy krzyk i jęk po mięszany z złowieszczém psa wyciem, wkrótce potem wszystko ucichło. Właśnie zaczęto dzwonić na służbę Bożą do cerkwi; zmówił Ojcze nasz i z lekka zapukał do drzwi, przemówił, a te się roztwarły. A tam co za okropność! Leżało krwią zbroczone ciało lichwiarza, rozciągnione na worach, a kadzie, beczki i skrzynie ze złotem, srebrem i drogiemi kamieniami, zapadały się powoli w ziemię przed jego oczyma.