Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Koszałki, opałki,
Z mojéj kobiałki!

Wylecą dwie dobre palki i wskazaną pobiją osobę. Kmieć uradowany, wziął na plecy kobiałkę, podziękował czarownikowi, że go już więcéj trudzić nie będzie, i prosto do baby zaszedł. Wtedy, gdy ta go częstować zaczęła, rozgniewany krzyknął:

Koszałki, opałki,
Z mojéj kobiałki!

I pokazał babę, a pałki zaczynają bić bez litości czarownicę. Napróżno prosi i płacze i przyrzeka, że wszystko odda; wróciła barana, kurę i obrus; ale kmieć kazał, żeby zabiły babę, bo wiele ludziom szkodziła. Kiedy już czarownica wyzionęła ducha, zawołał wtedy:

Koszałki, opałki,
Do mojéj kobiałki!

A pałki zaraz w nią się schowały. Wtedy mając, barana, co jak potrząsł, sypało się złoto; kurę, co złote znosiła jajka; obrus, co wiele chciał tyle dostarczył jadła i napitku, na ostatek kobiałkę z pałkami; poszedł w świat, przystał do dworu jednego króla, a gdy ten miał wojnę, pobił nieprzyjacielskie wojsko, otrzymał rękę jego córki, i sam po śmierci starego króla panował!