mogą jednak powierzchownie odmieniać w jaką chcą bestya, i przydać jéj akcyą takiego zwierzęcia. Tacy bywali na Żmujdzi, Polesiu i w innych prowincyach Polski, wilkołacy.“
Powieść następna podaje jeszcze inne sposoby na wilkołaki, jak im przywrócić postać ludzką. Przez jednę wieś nad Bugiem, przechodził żołnierz właśnie, kiedy się odbywało wesele. Pan młody, zagrzany trunkiem, poszczuł go psami; rozgniewany żołnierz, zaczarował, krzyknąwszy z gniewem: „Pamiętaj! ty, co mnie szczujesz, zobaczysz jak na ciebie będą też same psy szczekały“. I całe wesele zamienił w wilkolaki, które wiele szkody i w ludziach i trzodach narobiły. Było to w roku 1820; w parę lat potém słyszałem od strzelców — a któż im wiary nie da — że w czasie obławy na wilki, zabito trzech wilkołaków, przemienionych w czasie onego wesela, zaklęciem żołnierza. Dowody tego były najoczywistsze; albowiem pod skórą jednego znaleziono skrzypce z całym przyborem grajka; pod skórą drugiego ubiór weselny pana młodego; u trzeciego strój panny młodéj. Przed obławą jeszcze, skoro tylko wieść się o tym wypadku rozeszła, jeden z sielan ruskich postanowił odczarować te wilkołaki. W tym celu wziąwszy z sobą prosię pieczone, chleb święcony, i uzbrojony w widły, chodził po okolicy, ale napróżno. Gdyby którego napotkał, miał rzucić chléb i prosie; wilkołak pożarłszy je, byłby się nań rzucił; w onczas uderzając widłami między oczy, byłby mu postać ludzką przywrócił.
Samą nazwą wilkołaków straszono. Wieniwski, w komedyi z XVI-go wieku pod napisem: Cudowne wesele czyli Hymeneusz czarodziejski, wyprowadza chór na scenę śpiewający te groźne słowa:
„Raku nie raku,
O straszny cudaku
Cały wilkołaku!“
Ztąd poszło przysłowie: „Zażarty jak wilkołak!“ pospolite między ludem naszym, którego używają na zawziętych w bitwie, i jedzących z łakomstwem: Zażarł się jak wilkołak — Zajadł się nad misą kaszy jak wilkołak.
Dżuma-Homen. Kiedy dżuma grasowała, cale wsie stały pustkami; koguty wszystkie ochrypły i żaden nie zapiał nigdy.
Dotąd na całéj Rusi niemal, gdy gospodarz wystawi nową chatę, zamyka w niéj koguta. Jeżeli w nocy zapieje, bierze to za szczęśliwą wróżbę; w przeciwnym razie nie wprowadzi się do niéj, bo jest pewnym, że djabeł zajrzał do nowego mieszkania, a pietuch z przestrachu zapomniał głosu.
Wedle podań ludu, w czasie morowéj zarazy, widma przybierają na się tysiączne postacie, pod któremi tém łatwiéj mogliby ludziom zaszkodzić. Działają już pojedyńczo, już gromadnie. W pierwszym razie najbardziéj wystrzegać się potrzeba podwiania czyli oddechu widma; na ten koniec należy nie spać blizko drzwi lub okna. Widziano nie raz jak znalezione na drodze rzeczy, bogactwa, niewiedziéć zkąd zjawione, przerzucały się, czyli przemieniały, w dżumę, która oddechem swoim zabijała. Do wsi wchodzić nie wolno było jak tylko z rana; bo o godzinie południowéj już widma rozpoczynają gonitwy swoje. Taki wtedy strach, taka tęsknota obejmowały tych, co przybyli z lasów dla obejrzenia domów, lub dania pozostałym pomocy, że uciekali co rychléj. Koguty na cały czas zarazy chrypną, nie pieją, cóś im po połowie przegryza ogony; psy nie szczekają, za zbliżeniem się tylko widma, które im jest widzialne, warczą, rzucają się na nie, i ostrzegają panów swoich o niebezpieczeństwie; w drażnieniu ich widma mają szczególniejsze upodobanie. Ci, co po lasach błąkali się, słyszeli i wi-