Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 261 —

się ku sklepieniom górnym pod ciśnieniem pięciu do sześciu atmosfer.
Starzec sam znał istnienie tych czeluści i otworzył je nagle, czem wywołał huk do­nośmy, który usłyszano w kaplicy.
James Starr i kilku górników, opuściwszy spiesznie kaplicę, biegło w stronę brzegów.
— Wychodźcie z kopalni! wychodźcie z ko­palni! — krzyknął inżynier, który, zrozumiawszy ogrom niebezpieczeństwa, rzucił ten okrzyk trwogi u wejścia do kaplicy.
— Gaz! gaz wybuchający! — powtarzał sta­rzec, popychając łódkę na szerszą wodę jeziora
Henryk pociągnął rodziców i narzeczoną i spiesznie opuścili kaplicę.
— Wychodźcie! wychodźcie z kopalni — wołał James Starr.
Zapóźno było uciekać!
Stary Silfax stał gotów do spełnienia swej groźby, aby przeszkodzić połączeniu Nelly z Henrykiem, nie wahał się zagrzebać całej ludności Coal-City pod gruzami kopali.
Ponad jego głową krążył potworny harfang o białych piórach, czarno nakrapianych.
Naraz człowiek jakiś rzucił się do wody i zaczął szybko płynąć w stronę łódki.
Był to Jakób Ryan.