Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 182 —

upływie kilku minut kolej żelazna wielkiego tunelu przewiezie nas na powierzchnię hrab­stwa. To też droga Nello, chciałbym już raz usłyszeć od ciebie te słowa: - chodźmy Henryku, oczy moje mogą już znosić światło dzienne, a ja pragnę widzieć słońce! Pragnę poznać dzieło Boże!
— Powiem ci to niezadługo Henryku — odrzekło dziewczę — pójdę podziwiać z tobą ten świat nieznany, a jednak...
— Co chcesz powiedzieć, Nello? — zapytał żywo Henryk — czyżbyś żałow ała tych podziemi, w których przebyłaś pierwsze lata swego życia i skądeśmy cię wydobyli prawie nieżywą?
— Nie, Henryku — odparła Nella. — Myślę tylko, że i ciemności są piękne. Żebyś wie­dział, ile cudnych rzeczy w nich widzą moje oczy do nocy przywykłe! Są naprzykład cienie, któie się przesuwają i za któremi chciałoby się płynąć do nieskończoności! Czasami znów koła jakieś wiążą się ze sobą i nie chce się z nich wychodzić! W głębi kopalni istnieją czeluście czarne, pełne świateł niewyraźnych. A potem te głosy, które się rozlegają, które wyraźnie słychać, tylko rozróżnić nie można! Widzisz Henryku, trzeba tam żyć, ażeby zro­zumieć, co ja czuję, a czego wyrazić nie mogę!