blizko, ukryci, trzymając w ręku strzelbę z odwiedzionym kurkiem? Las zdawał się być pustym, tem ostrożniejszy był batalion. Samotna puszcza — tembardziej nie ufać jej trzeba. Nie widziałeś nikogo; tem większy powód do lękania się czyjejś zasadzki. Las ten miał bardzo złą reputacyę.
Zasadzka była prawdopodobną, należało mieć się na ostrożności.
Trzydziestu grenadyerów wyruszyło na zwiady pod dowództwęm sierżanta, i szło naprzód w dość znacznej odległości od batalionu. Wiwandyerka batalionowa towarzyszyła im w tej wycieczce. Bo też wiwandyerki z ochotą przyłączają się do przednich straży. Wprawdzie człowiek naraża się na niebezpieczeństwo, ale też i coś zobaczy! Ciekawość — to jedna z pobudek niewieściej odwagi.
Nagle tę gromadkę przedniej straży przeniknął dreszcz dobrze znany myśliwym, a wskazujący, że się zbliżają do legowiska. Usłyszano pewien szelest w gęstwinie i dostrzeżono pewien ruch liści. Żołnierze mrugnęli na siebie.
Do zwiadów i przeszpiegów tego rodzaju oficerowie nie potrzebują się mieszać; co się ma stać, to się i bez nich stanie.
W niespełna minutę otoczone zostało miejsce, w którem ruch dostrzeżono, i opasał je krąg karabinów, lufami skierowanych do środka; wszyscy żołnierze naraz zmierzyli w ciemną gąszcz i trzymając odwiedzione kurki, utkwiwszy wzrok w miejsce podejrzane, czekali tylko na rozkaz sierżanta, żeby je zasypać kulami!
Tymczasem wiwandyerka wysunęła śmiało głowę naprzód, zajrzała przez krzaki, i w chwili, gdy sierżant miał zawołać: Pal! ona krzyknęła: Stój!
I zaraz, obracając się do żołnierzy, dodała: Nie strzelajcie, towarzysze!
To rzekłszy, rzuciła się w gęstwinę. Żołnierze poszli za nią.
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/32
Wygląd
Ta strona została przepisana.