Przejdź do zawartości

Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Temple przychodziły do kratek przysięgać, „że zaślubią tylko prawdziwych republikanów Sekcya Molier’a przyniosła model Franklina, który na mocy dekretu Konwencyi zawieszono na wieńcu posągu Wolności; Podrzutki, uznane Dziećmi Rzeczypospolitej, defilowały ubrane w barwy narodowe; panny Sekcyi Dziewięćdziesiątego Drugiego roku przyszły w długich białych sukniach, a nazajutrz „Monitor“ zawierał te słowa: „Prezes otrzymał bukiet z niewinnych rąk młodej piękności“. Mówcy kłaniali się tłuszczy i niekiedy jej pochlebiali, mówiąc do tłumu: „Jesteś nieomylny, jesteś nieskazitelny, jesteś bez zarzutu, jesteś szczytny.“ Lud jest trochę dzieckiem; lubi słodkie łakocie. Czasami rokosz przemknął przez Zgromadzenie; wpadał tam wściekły, a wychodził uciszony, jak Rodan, co przebiega jezioro Leman, w które wpadając błotnisty, wychodzi czysty i lazurowy.
Czasami znów działo się nie tak spokojnie i Henriot kazał przynosić przed drzwi Tuileryów ruszty do rozpalania kul.


IX.

Zgromadzenie to zresztą po swojemu służyło postępowi. Konwencya ogłosiła zasadę: „wolność obywatela kończy się tam, gdzie się wolnoć drugiego obywatela zaczyna,“ co w kilku wyrazach streszcza podstawy społeczności ludzkiej. Uznała świętość ubóstwa; uznała świętość kalectwa w ślepym i głuchoniemym, których powierzyła szczególnie pieczy państwa; uznała świętość macierzyństwa w uwiedzionych dziewczętach;, świętość dzieciństwa w sierotach, które przybierała w imieniu ojczyzny; świętość wreszcie niewinności w oskarżonym, a przez sąd uwolnionym, którego w takim razie wynagradzano.