Przejdź do zawartości

Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mną stroną tego rodzaje powściągliwości; styl jest tak wstrzemięźliwy, że staje się chudym.
Pomijając wszelkie wzruszenia polityczne, już sam widok architektury tej sali przejmował dreszczem.
Jakby przez mgłę przypominałeś sobie dawny teatr, loże ozdobione wieńcami, sufit z błękitu i purpury, świeczniki na ścianach błyszczące, żyrandole z odblaskiem dyamentowym, obicie o mieniących się barwach, mnóstwo amorków i nimf na kurtynie i na draperyach, całą sielankę królewską i zalotną, malowaną, rzeźbioną i złoconą, która uśmiechem swoim napełnia to miejsce surowe — a tu wszędy dokoła siebie patrzyłeś na twarde kąty proste, zimne i ostre jak stal; było to coś, jakby Dawid gilotynował Bouchera[1].


IV.

Kto widział Zgromadzenie, ten już nie myślał o sali. Kto widział dramat, ten już nie myślał o teatrze. Trudno wyobrazić sobie coś niekształtniejszego a wznioślejszego. Stek bohaterów, trzoda nikczemników. Drapieżne zwierzęta na górze, gadziny w bagnisku. Tu roili się, potykali, wyzywali, grozili sobie walczyli i żyli wszyscy owi zapaśnicy, którzy dziś są już widmami tylko.
Poczet olbrzymi.

Na prawicy: Żyronda, legion myślicieli; na lewicy. Góra, gromada atletów. Z jednej strony Brissot, co dostał klucze Bastylii; Barbaroux, któremu posłuszni byli Marsylczycy; Kervélégan, który miał

  1. Franciszek Boucher, stawny malarz nadworny w Paryżu; umarł 1770 r. Dawid był artystą Konwencyi.