Przejdź do zawartości

Strona:PL V Hugo Pracownicy morza.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tkwiło to widać w jego temperamencie; trzeba było mu darować.
W tem jego mniemaniu o duchownych był rys rewolucyjny. Różnic obrzędów rozmaitych wyznań mało badał. Jego duchowna ślepota w tych rzeczach dochodziła do tego, iż nie dostrzegał przestrzeni oddzielającej pastora od księdza katolickiego, wielebnego doktora mięszał z wielebnym ojcem, a Deruchetcie powtarzał: „Idź za kogo ci się podoba, byle nie za duchownego”.

XIII.
Wdzięk się nie troska.

Lethierry wyrzekłszy słowo pamiętał o niem, Deruchetta zapominała co wyrzekła. Taka był różnica między stryjem a synowicą.
Wychowana, jakeśmy opisali, Deruchetta nie nawykła do odpowiedzialności. Kładziemy nacisk na tę okoliczność; wychowanie niedosyć poważnie pojmowane, naraża na niebezpieczeństwa. Jest to może nieroztropnością chcieć dziecko swoje uczynić szczęśliwem coprędzej.
Deruchetta mniemała, że gdy ona sama jest zadowolniona, to wszystko już idzie dobrze; zresztą czuła, że jeżeli jej wesoło, to wesoło i stryjowi. Zasady miała prawie takie same jak Lethierry. Religijnym jej potrzebom wystarczało odwiedzenie kościoła cztery razy do roku. Widzieliśmy ją wystrojoną na Boże Narodzenie. O życiu nie miała pojęcia. Na rozkochanie się w kim do szaleństwa, było w niej żywiołów poddostatkiem. — Tymczasem czekała i była wesoła.