Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wierzył, że ona pozostanie mu wierną i nie da mu zgnić w więzieniu. Otuchy dodawał mu także kolega, znający ją. Pomógł też przyjacielowi rozłożyć siennik na nary. Miejsce to kolega kupił dla niego za trzy „fajki“. Właściciel powędrował spać na podłogę, gdzie już inni więźniowie spali pokotem, jak śledzie, jeden przy drugim. Naturalnie! Panowie złodzieje spali na narach, a frajery i mniejsze złodziejaszki na podłodze. Na jego cześć urządzono też polowanie na pluskwy. Polowanie tym razem robione z wielką wprawą i dokładnością.
Więźniowie z nary — panowie szlachta — po tej czynności, ułożyli się do snu, zapaliwszy papierosy. Parjasy łykali dym, unoszący się w powietrzu, patrząc przy tym zazdrosnym spojrzeniem na tak pożądany artykuł, jak papierosy.
Przez otwarty lufcik, między blachą i kratami wdzierał się miły wiaterek i owiewał gorące czoło Romana. Zasnąć jednak nie potrafił. Martwił się tym, co będzie dalej, choć przeczuwał, że tym razem długo tu nie posiedzi. Kto wie, jakie nieszczęście znów go czeka, tam za bramą. Nagły głośny śmiech kobiecy dobiegł do jego uszu z ulicy. Śmiech męski zawtórował mu. Wydało mu się, że słyszy znajome głosy — Felci i Brytana. Jakaś myśl uderzyła mu do głowy. Powziął nagle podejrzenie, że obaj przyszli naśmiewać się pod więzieniem z jego nieszczęścia.
Zerwał się i stanął przy kracie okna. Śmiech jakoś zamilkł, tylko głośny zgrzyt hamowanych tramwajów i szum ulicy dobiegał jego uszu. Oczy jego z za-