Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIV.

Roman szedł automatycznie po ruchliwych ulicach Warszawy. Wstydził się samego siebie, że tak nisko upadł. Nawet wstrętny paser gardził nim teraz. Był zły na siebie, że ubliżył swej godności i zaproponował Piegarzowi kupno rzeczy. Znał dobrze psychologię podobnych meliniarzy. Odrazu trzeba było domyśleć się, że Piegarz jest amatorem czegoś lepszego. Nabrał go specjalnie, aby pokazał zawartość walizki, by móc później wyśmiać go. Paser dobrze wiedział, że te rzeczy nie pochodziły z kradzieży, a jednak naigrywał się. — Ach, jaki podły jest ten świat!... — wołał sam do siebie. — Każdy z „naszych“ cię uszanuje wówczas tylko, kiedy widzi, że ci się dobrze wiedzie. — Przecież byli tam i tacy, którzy go dobrze znali, a jednak wyśmieli go, słysząc, o co idzie. Ach, gdyby nie ten Lipek, pracowałby już teraz w piekarni i nie poniżyłby się tak u Piegarza. Postanowił rzeczy sprzedać na Placu Kercelego i zaraz zrana zanieść za te pieniądze wałówkę Lipkowi.