Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedł bez celu po pustych ulicach Warszawy. Chciałby całe życie tak kroczyć po tym puszystym śniegu i zapomnieć o smutnej rzeczywistości.
Położenie Romana było niezmiernie trudne. Pieniądze były na ukończeniu. Nie miał nawet zmiany bielizny. Felcia zniszczyła go duchowo i materialnie. Dreszcze go przeszły całego, że znów dziś czy jutro skazany będzie na walkę o egzystencję, która nie przedstawiała się w jasnych barwach. Trzeba było walczyć z całym światem, z wszystkimi ludźmi, by móc żyć takim trybem, jakim jest życie złodzieja... Inaczej wcale sobie nie wyobrażał swego bytu. Wiedział dobrze, że nie wystarczy móc ukraść!... Nie wystarczy zmylić czujność ofiary, mistrzowskie władanie wytrychem, ani odwaga, lub zimna krew... To marne życie, które wiódł, wymagało coś więcej... Wymagało walki z całem społeczeństwem... Walki z czujnym okiem władz bezpieczeństwa publicznego... Wstrętne i ciężkie jest życie ludzi nocy... Każdy kęs chleba, każda wypita butelka wódki i chwila miłości kobiety — wszystko jest okupione śmiertelnym strachem i długiemi latami żywota w żywych grobowcach!... Czyż może komuś zaimponować taki tryb życia?.... Romek nie miał wcale pociągu do tego „lekkiego chleba“, jak to sobie wielu ludzie mylnie z gruntu wyobrażało.
Nie chciał kroczyć tą drogą!... Drogą pełną wybojów i pułapek, drogą prowadzącą do otchłani ludzkiej, skąd już niema ratunku... Ta droga, to coś stokroć gorszego, jak śmierć. Ludzie za srogo osądzili