Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wydaje mi się że przyszłość się w przeszłość zamienia. Eugenja jest prawie wspomnieniem dla mnie. Och, te dni, które przechodzą, ten dzień, ten wieczny dzień, który mija, we mgle nudy codziennej. Dziś podobne jest do wczoraj, jutro podobne do dziś.
Spójrz, Orfeuszu, spójrz na popiół, z cygar, który mój ojciec pozostawił tam, na popielniczce. Oto objawienie nieśmiertelności, rewelacja straszliwej nieśmiertelności! Gdy człowiek pozostanie sam i zamknie oczy, otwiera się przed nim przerażająca otchłań wieczności!
Nieśmiertelność to nie przyszłość. Śmierć każe nam zrobić pół obrotu i zaczniemy iść wstecz, wstecz, ku przeszłości, ku temu, co było. I będziemy tak szli, szli bez końca, zwijając motek naszych przeznaczeń, będziemy szli ku nicości! Ponieważ zaś nicości niema, więc nie dojdziemy do niej nigdy! Pod nurtem naszej egzystencji płynie w przeciwnym kierunku nurt inny. Teraz idziemy od dnia dzisiejszego ku jutru, później będziemy szli od jutra ku dniom wczorajszym. Ach, wszystko się tka i pruje jednocześnie! Od czasu do czasu dobiegają do nas szepty, pogłosy i echa tego innego świata, ukrytego we wnętrzu światów naszych. We wnętrzu historji istnieje kontr-hisiorja, której bieg jest wprost odwrotny. Rzeki podskórne dążą od morza do swego źródła.
Teraz oczy Eugenią jak dwie gwiazdy, wschodzą dla mnie ma niebie samotności. Błyszczą czystym blaskiem łez, wypłakanych przez moją matkę. Każą mi wierzyć, że istnieję! O słodka iluzjo! „Amo, ergo sum!“ Ta miłość, Orfeuszu, jest jak deszcz dobroczynny, dzięki któremu opada mgła istnienia. Dzięki miłości, czuję moją duszę, tak, czuję ją prawie namacalnie. Dzięki miłości, Orfeuszu, dusza moja cierpieć zaczyna! A dusza, czemże jest