Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Kto to jest ten młody — człowiek? Przedstawia się nienajgorzej. Nie mogę powiedzieć, aby mi się nie podobał“.
Eugenja nie zdając sobie jasno sprawy, odgadła intuicyjnie, że to właśnie on prześladował ją na ulicy dzisiejszego rana. Kobiety wiedzą, nie patrząc, że ktoś patrzy na nie. Umieją także patrzeć, nie widząc.
I oboje, August i Eugenja podążyli w przeciwnych kierunkach, przedzierając się myślami przez duchową sieć pajęczą, utkaną na warsztacie ulicy. Pajęczyna ta jest delikatną, tajemniczą zasłoną, otaczającą dusze przechodniów ze wszech stron, zasłoną, na której krzyżuje się spojrzenia, pełne nienawiści, miłości, gniewu, współczucia, pożądania lub wzgardy.
August ocknął się znowu przed uśmiechniętą stróżką, Małgorzatą. Ujrzawszy Augusta, wyciągnęła prędko ręce z pod fartucha.
— Dobry wieczór, Małgorzato!
— Dobry wieczór panu!
Nie wszystkich mężczyzn na świecie nazywa się panami, moja droga. Między Augustem, a panem Augustem jest przepaść, podobna, jak naprzykład między Janem, a panem Janem. Ale to zresztą nie należy do rzeczy. Czy panienka wyszła?
— Tak, wyszła niedawno.
— A w którym kierunku opszła?
— Tam.
August zawrócił na pięcie i udał się w tę samą stronę. Lecz po chwili był już z powrotem.
— Zapomniałem oddać list.
— Proszę mi zrobić grzeczność Małgorzato i oddać ten list do rąk własnych...
— Z największą chęcią.
— Ale do rąk własnych, do tych rączek, tak