Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

można, które wszędzie idą za człowiekiem, otaczając go zaklętym, tajemniczym kręgiem... Moja biedna żona...
— Dość spojrzeć na pańską żonę, aby odgadnąć jej życie...
— Życie męczenniczki! Pan, mój przyjacielu, okazywał nam zawsze dużo współczucia, żywiąc do nas widać podświadomą sympatję — zwierzę się więc panu teraz ze swych smutków, aby choć na chwilę uwolnić się od tego nieznośnego brzemienia. Ta kobieta, matka moich dzieci, nie jest moją żoną.
— Domyślałem się tego! Ponieważ jednak jest matką pańskich dzieci, ponieważ żyje z panem, jako żona... więc...
— Ale ja mam jeszcze jedną żonę... „żonę prawdziwą“... — jak mówią. Ożeniłem się z tą, którą pan zna. A ona, matka moich dzieci, wyszła także w swoim czasie za mąż, tylko, że nie za mnie!
— A więc podwójna zmiana miejsc?
— Raczej kombinacja poczwórna. Zakochałem się jak szaleniec w pewnej dziewczynie, która była bardzo milcząca i bardzo w sobie zamknięta. W każdem jej słowie było jakieś niedomówienie. Wydawało się, że chce powiedzieć znacznie więcej, niż mówi. Jej niebieskie, słodkie, jakby uśpione oczy budziły się od czasu do czasu, rzucając płomienie. Cała była w tych oczach. Jej serce, jej dusza i ciało, śpiące kamiennym snem, budziły się w jakimś nagłym wstrząsie, aby znów, gdy zgaśnie błyskawica, usypiać z powrotem. Zapominała zupełnie o tem, jaką była przed chwilą.
— Wydawało się, że codziennie zaczynamy życie od nowa, że codzień od nowa muszę ją zdobywać. Przypuszczam, że zgodziła się zostać moją narzeczoną podczas ataku epileptycznego, że po-