Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kupując sumę hipoteczną, myślałem tylko o podarunku...
— Pragnie panu pokazać, że ma dobrą wolę... gotowa jest więc przyjąć pański wspaniały dar, ale bez żadnych zobowiązań.
— Czy panna Eugenja znowu mnie chce obrazić?...
— Ależ broń Boże! Nie miała najmniejszych intencyj... zaręczam panu!
— Czasami obraża się bardzo dotkliwie, chociaż się nie ma wcale intencyj obrażenia kogoś.
— Nie rozumiem!
— Wytłumaczę pani na przykładzie. Byłem któregoś dnia na zebraniu towarzyskiem w domu mego przyjaciela. Jeden z obecnych tam gości, znający mnie osobiście bardzo dobrze, nie ukłonił mi się. Wychodząc, powiedziałem o tem memu przyjacielowi.
— Niech pan mu tego nie bierze za złe, nie zrobił tego naumyślnie, poprostu nie zauważył pana!
— Jest to chamstwo! — odpowiedziałem. Chodzi nie tyle o to, że mi się nie ukłonił, ile o to, że mnie nie raczył zauważyć.
— Jest taki roztargniony — dodał przyjaciel.
— Człowiek, który pozwala sobie na roztargnienie w obecności trzecich osób popełnia nietakt. Najgorsze chamstwa robi się niechcący... Mówimy o tym, lub o owym, że się zapomniał nienaumyślnie, tak, jakby się można było naumyślnie zapominać.
— Do czego pan prowadzi?
— Panna Eugenja przyznawszy, że była wobec mnie niesprawiedliwa, chce teraz widać mnie znów nienaumyślnie obrazić, mówiąc o jakichś zobowiązaniach. Insynuowała mi, że chcę wymusić