Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na opinji najmniej ci zależeć powinno! Musimy jaknajprędzej zakończyć naszą sprawę!
— Cóż cię tak nagli?
— Wiele rzeczy! Jeżeli się nie zdecydujesz, będę zdolna...
— ...przyjąć ofiarę don Augusta? Czy tak? Może wyjść za niego za mąż?
— Nie... ale zgodzę się przyjąć dom, uwolniony od długów.
— Zrób tak Eugenjo. Co tu dużo gadać. Najlepsze wyjście.
— Jakto? Więc nie miałbyś nic przeciwko temu?
— Dlaczegóż miałbym protestować. Ten August robi wrażenie ciężkiego kretyna. Wbił sobie owieczka do głowy, pocóż mu go mamy wybijać?
— Pragnąłbyś...
— Ależ naturalnie, moja droga! naturalnie.
— Ładny typ z ciebie!
— Może nie tak ładny, jakbyś chciała... w każdym razie... Chodź do mnie Eugenjo!...
— Zostaw mnie Maurycy! Mówiłam ci już tysiące razy, że nie znoszę tych karesów. Czułości nic nie pomogą. Grunt to to, żebyś przestał się lenić i znalazł jakąś pracę. Chcę zobaczyć, czy masz głowę na karku. Przypomnij sobie, że przed paroma dniami spoliczkowałam cię.
— Trzasnęłaś mnie w pysk tak mocno, że o mało się nogami nie nakryłem. Jeśli chcesz, mogę się znowu nadstawić. Wal, ale w inny policzek.
— Obejdzie się!
— Bij, bij, ile wlezie!...
— Utemperowałeś się i siedzisz spokojnie. — Więc prawdę powiedziawszy, nie mam cię bić za co, chyba, że za lenistwo. W tym wypadku jednak musiałabym cię bić ciągle. Powtarzam ci jeszcze