Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kocham dla jego wad. Postanowiłam wyjść za Maurycego, choćby kije z nieba leciały!
— A z czego będziesz żyła nieszczęsna?
— Z mojej pracy. Będę pracowała, jak wół. Przyjmę lekcje, których dotychczas nie wzięłam, tłumacząc się brakiem czasu. Z mego domu uczyniłam podarunek dla parna Perez. To był mój kaprys! Zrzuciwszy z siebie ten ciężar, z nową ochotą przystąpię do pracy! A Maurycy, widząc, że pracuję na nas dwoje, zmuszony będzie szukać pracy a jeśli ma trochę honoru, to ją napewno znajdzie!...
— A jeśli honoru niema?
— Wówczas będzie zależeć ode mnie!
— Otóż to właśnie: mąż pianistki!
— Niech będzie i tak! Będzie należał do mnie, tem bardziej będzie należał do mnie, im większa będzie jego zależność ode mnie!
— To się nazywa kupić sobie kogoś!
— Czy nie znalazł się taki, kto chciał mnie kupić za swoje pieniądze? Cóż w tem więc dziwnego, że ja, kobieta, chcę sobie kogoś kupić za cenę mojej pracy...
— Twoje rezonowania przypominają mi to, co wuj nazywa feminizmem!
— Zaręczam cioci, że jeszcze się nie urodził taki kupie, któryby nie mógł kupić! Właśnie w tej chwili wszedł służący, oznajmiając, że pan August Perez zapytuje o panią.
— Niech sobie idzie! Nie chcę go widzieć na oczy! Niech mu ciocia powie, ze moja odpowiedź była ostateczna...
August, przywitawszy się z donią Ermilinda, zaczął się gęsto tłumaczyć. Jest mu niezmiernie przykro, że panna Eugenja nie zrozumiała jego intencyj. Oczyścił hipotekę domu i oto teraz dom ten, uwolniony od długów, niema właściciela.