Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„oszukują go“. Mikołaj, przeciwnie, miał wysokie wyobrażenie o praktyczności Pawła i zawsze śmiało pytał się go o radę. „Ja człowiek miękki, słaby, — mawiał — przeżyłem całe życie w ustroniu; a ty nie na darmo żyłeś tak wiele z ludźmi, znasz ich wybornie; masz orli wzrok“. Na te słowa Paweł Piotrowicz zwykle się tylko odwracał, nie przeczył jednak bratu, pozostawiając go w jego złudzeniach.
Zostawiwszy Mikołaja w gabinecie, wszedł na korytarz oddzielający przednią część domu od tylnej, a gdy się zbliżył do jednych drzwi niziutkich, zatrzymał się w zadumaniu, pociągnął za wąsy i zapukał.
— Kto tam? proszę wejść, — rozległ się głosik Teniczki.
— Ja, — odezwał się Paweł Piotrowicz i otworzył drzwi.
Teniczka zerwała się z krzesła, na którem usiadła ze swoim maleńkim, a oddawszy go do ręki dziewczynie, która zaraz wyszła z nim do drugiego pokoju, śpiesznie poprawiła sobie włosy na głowie.
— Wybaczcie, jeślim wam przeszkodził, — zaczął mówić Paweł Piotrowicz, nie patrząc się na nią: — chciałem was tylko prosić... dzisiaj, jak się zdaje, idzie posłaniec do miasta... każcie kupić dla mnie zielonej herbaty.
— Dobrze, — odrzekła Teniczka; — dużo każecie kupić?
— Dosyć będzie pół funta, jak sądzę. U was tu, jak widzę, przemiana, — dodał rzuciwszy naokoło bystre spojrzenie, które się przesunęło i po licu Teniczki. — Te oto firanki... — odezwał się dalej, widząc, że go nie pojmuje.