Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najmniej pozostać jej przyjacielem, jak gdyby przyjaźń z taką kobietą była możliwa...
Wyjechała potajemnie i unikała odtąd Kirsanowa. On wrócił do Rosji, próbował żyć poprzedniem życiem, ale nie mógł już trafić na dawny swój tor. Rzucał się, jak zatruty, z miejsca na miejsce. Bywał jeszcze, jak dawniej, w salonach, zachowywał wszelkie nawyki człowieka światowego, mógł się nawet pochwalić dwoma lub trzema nowemi zwycięstwy; niczego już atoli nie spodziewał się ani od siebie, ani od świata i nic też nie przedsiębrał. Zestarzał się i posiwiał. Zły to znak, jak wiadomo, przesiadywać wieczorami w klubie, zrzędzić z nudów na wszystko i prowadzić obojętne spory w towarzystwie mężczyzn, a jednak stało się to dla Pawła potrzebą. Ma się rozumieć, iż o żeniaczce ani nie pomyślał. W taki sposób ubiegło lat dziesięć, jednostajnie, posępnie i szybko, strasznie szybko. Czas nigdzie nie bieży tak szybko, jak w Rosji; w więzieniu, jak mówią, bieży jeszcze szybciej.
Jednego dnia przy obiedzie w klubie, Paweł Piotrowicz dowiedział się o zgonie księżny R. Umarła w Paryżu, w stanie bliskim obłąkania. Paweł wstał od stołu i długo przechadzał się po salonach, stając chwilami jak wryty przy stolikach gry, ale nie wrócił do domu wcześniej, niż zwykle. Po upływie pewnego czasu, przyniesiono mu z poczty pakiecik pod jego adresem: w pakieciku znajdował się pierścionek, który niegdyś ofiarował księżnie. Zmarła zrobiła na sfinkcie rysę w kształcie krzyża i kazała mu powiedzieć, że krzyż — oto rozwiązanie zagadki.
To się zdarzyło na początku 48 go roku, w tym samym właśnie czasie, gdy Mikołaj Piotrowicz, stra-