Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego paznokcie! Możnaby je śmiało na wystawę wysłać!
— Pomyśl przecie, — zauważył Arkadjusz — że swego czasu był on prawdziwym lwem salonowym. Przy sposobności opowiem ci jego historję. Był on pięknym mężczyzną, który zawracał głowy wszystkim niewiastom.
— Ach, więc w tem sedno! Żyje zatem duchem jeszcze w dobrych, starych czasach. Niestety, niema tu pola do zdobyczy! Nie mogłem mu się dosyć napatrzyć. Co za bajecznie piątrowy kołnierzyk! Możnaby myśleć, że kuty z marmuru. A jak wspaniale ogoloną ma brodę! Arkadjuszu Mikołajewiczu, czy ci się nie wydaje również, że to wszystko jest serdecznie śmieszne?
— Nie przeczę. Mimo to człowiek z niego wyśmienity!
— Doskonałe wykopalisko dla archeologa! Ale twój ojciec, to dzielny mąż. Powinienby jeszcze tylko dać spokój czytaniu wierszy, a i na gospodarstwie niewiele musi się rozumieć; pomijając to, dobry z niego chłop!
— Mój ojciec to człowiek w całem tego słowa znaczeniu niepospolity.
— Zauważyłeś, jak był zakłopotany? Zgoła onieśmielony!
Arkadjusz podniósł głowę, jakby dla zaznaczenia, że w każdym razie on nie jest nieśmiały.
— Są to istotnie cudowni ludzie, ci siwobrodzi romantycy! — ciągnął Bazarow dalej. — Kształcą oni swój system nerwowy do tego stopnia, że przytem własna ich równowaga gubi się. Tymczasem czas nam już iść spać. W moim pokoju mam wpraw-