Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powinniście teraz korzystać z tego, że macie silną wiarę religijną. Jest piękna sposobność, aby ją wypróbować. — Znowu napił się trochę wody. — Chcę poprosić jeszcze o jedną usługę... dopóki mam głowę przytomną. Jutro albo pojutrze, jak wiesz, mózg wypowie mi posłuszeństwo. Ja i teraz nie jestem pewny, czy się jasno wyrażam. Dopiero co, kiedy leżałem, zdawało mi się ciągle, że około mnie biegały czerwone psy, a ty czatowałeś na mnie jak na cietrzewia. Jest mi, jakbym był pijany. Czy mnie rozumiesz?
— Zlituj się Eugenjuszu, mówisz całkiem, jak się należy.
— Tem lepiej; powiedziałeś mi, żeś posłał po doktora... Sprawiłeś sobie tem pociechę... zrób i mnie coś na pocieszenie: pchnij posłańca...
— Do Arkadjusza Mikołajewicza? — podjął starzec.
— Kto to jest Arkadjusz Mikołajewicz? — odezwał się Bazarow, — jak gdyby nieprzytomny... A! to ten ptaszek! Nie, daj mu spokój: on się dostał teraz między kawki. Nie rób dużych oczu, to jeszcze nie maligna. Poszlij umyślnego do Odincowej, do Anny Siergiejewny, tu jest w tych stronach taka obywatelka... wiesz? — Wasil Iwanowicz kiwnął głową — i niech powie, że Eugenjusz Bazarow kazał się kłaniać i powiedzieć, iż umiera. Zrobisz to?
— Zrobię... Ale czy to być może, Eugenjuszu, żebyś ty miał umrzeć, ty?... Sam osądź! Gdzieżby była sprawiedliwość?
— Tego ja nie wiem; tylko poślij umyślnego.
— Natychmiast poślę i sam list napiszę.
— Nie, poco? niech powie, że kazałem się kłaniać, więcej nic nie potrzeba. A teraz wracam znowu