Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie przecież znalazł zajęcie dla siebie. Razu jednego Wasil Iwanowicz obwiązywał przy nim chłopu nogę, ale ręce trzęsły się staremu i nie mógł dać sobie rady z bandażami; syn przyszedł mu z pomocą i od tej pory zaczął brać udział w jego praktyce, nie przestając jednak naśmiewać się i ze środków, których sam doradzał, i z ojca, który zaraz je zastosowywał. Ale żarty Bazarowa bynajmniej Wasila Iwanowicza nie gniewały; i owszem, cieszył się z nich. Przytrzymując dwoma palcami na brzuchu swój zatłuszczony szlafrok i kurząc bez przerwy fajeczkę, z rozkoszą słuchał Bazarowa, a im złośliwsze były jego żarty, tem serdeczniej się śmiał, pokazując wszystkie aż do ostatniego czarne swoje zęby. Myśl o tem, że ma takiego pomocnika, zachwycała go, napełniała dumą. „Ach! ach! — mówił, — dajmy na to, do pierwszej lepszej baby ze wsi, dając jej flaszkę wody gulardowej, albo słoik śmietankowej maści, — powinnaś, kobiecino, nie wiem jak dziękować Bogu za to, że mój syn jest w domu: leczymy cię teraz podług najlepszej i najnowszej metody, czy ty to pojmujesz? Nawet cesarz Francuzów, Napoleon, nie ma lepszego lekarza“. Baba tymczasem, która przyszła uskarżać się, że ją „kolki spięły“, kłaniała się tylko za każdem słowem pańskiem i sięgała ręką za pazuchę, gdzie miała zawiązane w szmatkę cztery kurze jaja.
Razu jednego Bazarow wyrwał ząb przejezdnemu kupcowi, a chociaż był to sobie ząb bardzo zwyczajny, Wasil Iwanowicz schował go jako rzadkość, a pokazując ojcu Aleksemu, powtarzał za każdym razem:
— Tylko patrzcie, co to za korzenie! Chłop jak dąb, ten Eugenjusz! Biedne kupczysko aż podskoczyło... Wyrwałby i drzewo z korzeniem!...