Bazarow prawdę powiedział. Rozmawiając wieczorem z Katją, Arkadjusz zapomniał zupełnie o swoim nauczycielu. Zaczynał on już ulegać jej, a Katja czuła to i nie dziwiła się. Na drugi dzień miał pojechać do Maryina, do ojca Mikołaja Piotrowicza. Anna Siergiejewna nie chciała młodym przeszkadzać i tylko dla przyzwoitości nie zostawiała ich długo sam na sam. Wspaniałomyślnie odsunęła od nich księżnę, która dowiedziawszy się o zamierzonem małżeństwie, wpadła w stan łzawego roztkliwienia. Z początku Anna Siergiejewna obawiała się, czy widok ich szczęścia nie będzie dla niej ciężarem; lecz stało się całkiem przeciwnie: ten widok, nie tylko, że jej nie ciążył, ale nawet zajmował ją, był dla niej przyjemny. Ucieszyła się z tego, ale i zmartwiła. „Widać — Bazarow ma słuszność, — myślała: ciekawość, tylko ciekawość, upodobanie w spokoju, egoizm...“
— Dzieci! — odezwała się głośno, — i cóż, czy miłość jest naprawdę uczuciem sztucznie narzuconem?
Lecz ani Katja, ani Arkadjusz nie zrozumieli nawet zapytania. Stronili od niej zresztą, nie mogąc sobie wybić z myśli rozmowy mimowolnie podsłuchanej. Ale Anna Siergiejewna uspokoiła ich wkrótce. Nie przyszło jej to z trudnością: uspokoiła bowiem rychło samą siebie.
Starzy Bazarowstwo tem więcej się uradowali z niespodziewanego przyjazdu syna, im mniej mieli nadziei zobaczenia go. Arina Własjewna do tego stopnia się spłoszyła i rozbiegała po domu, że Wasil Iwanowicz przyrównał ją do „kuropatwy“: kusy ogonek króciutkiego kaftanika nadawał jej w samej rzeczy coś