Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do gabinetu w kaftanie z dziurawemi łokciami i w cudzych za wielkich butach. — Nazywa się Fedko. I jeszcze raz, pomimo uwag syna, powtórzę, nie bądźcie zbyt wymagający. Umie zresztą nakładać fajkę. Wszak wy palicie?
— Palę, lecz więcej cygara — odparł Arkadjusz.
— Postępujecie bardzo rozsądnie. Ja sam wolę cygara, ale w naszych zapadłych stronach trudno o nie.
— No, no — wtrącił znowu Bazarow; już się nie usprawiedliwiaj, nie udawaj Łazarza, tylko siądź tu oto na sofie i daj popatrzyć na siebie.
Wasil Iwanowicz roześmiał się i usiadł. Był bardzo podobny z twarzy do syna, tylko czoło miał niższe i węższe, usta trochę szersze i prawie bez ustanku był w ruchu, ramionami podrygiwał, zupełnie tak, jak gdyby go zbyt ciasny rękaw uciskał, mrugał oczyma, pokaszliwał i kręcił palcami, kiedy tymczasem jego syn odznaczał się jakąś obojętną nieruchomością.
— Udawać Łazarza! — powtórzył stary Bazarow. — Ty nie myśl, Eugenjuszu, jakobym chciał wywołać w gościu litość nad nami, że musimy żyć w takim kącie. Jestem, przeciwnie, tego zdania, że dla człowieka myślącego niema złego kąta. Ja przynajmniej staram się ile możności nie zarosnąć mchem, nie zostać w tyle.
Tu Wasil Iwanowicz wyciągnął z kieszeni nową chustkę fularową żółtej barwy, którą zdołał pochwycić wbiegłszy do pokoju Arkadjusza, i mówił dalej machając nią po powietrzu:
— Nie mówię już o tem, że np. nie bez ciężkich z mojej strony ofiar oczynszowałem chłopów,