Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic nie odpowiedział i usiadł na krześle.
— Uważacie mnie tedy za stworzenie spokojne, zleniwiałe, rozpieszczone, — mówiła dalej tym samym tonem, nie spuszczając oka z rolety. — Ja tylko to wiem o sobie, że jestem bardzo nieszczęśliwa.
— Wy nieszczęśliwi! — Z jakiej przyczyny? Alboż możecie przywiązywać jakiekolwiek znaczenie do głupich plotek?
Zasępiła się. Przykro jej się zrobiło, że on ją tak zrozumiał.
— Te plotki nie śmieszą mnie nawet, — Eugeniuszu Wasiljicz, a jestem zanadto harda, żeby mię miały niepokoić. Jestem nieszczęśliwa dlatego, że nie mam chęci, nie mam ochoty żyć. Patrzycie na mnie z nieufnością, myślicie sobie: i to mówi „arystokratka“, ubrana w koronki i spoczywająca na aksamitnym fotelu. Nie ukrywam się z tem; lubię to, co nazywacie komfortem, a jednak mało we mnie chęci do życia. Pogódźcie tę sprzeczność, jak się wam podoba. Zresztą w waszych oczach wszystko to romantyzm.
Bazarow poruszył głową.
— Jesteście zdrowa, bogata, niezależna, i czegoż jeszcze pragniecie?
— Czego pragnę? — powtórzyła Odincowa i westchnęła. Czuję się strudzona, jestem stara, zdaje mi się, że już bardzo dawno żyję. Tak, w samej rzeczy, jestem stara, — dodała, naciągając powoli końce mantyli na swoje obnażone ręce.
Oczy jej spotkały się z oczyma Bazarowa i cokolwiek się zarumieniła.
— Za mną jest takie mnóstwo wspomnień! — mówiła dalej: życie w Petersburgu, bogactwo, potem bieda, śmierć ojca, zamążpójście, wyjazd zagranicę...