Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/683

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ja to Zuzanno pozbawiłem cię piérwszego kwiatu, szepnął; płakałaś go... Kaźdy jego odcień został tu (i wskazał na serce); wiele było do niego podobnych, ale ja koniecznie potrzebowałem takiego samego... Byłbym go zerwał nawet pod paszczą armaty.
Lancester powiedział to po prostu i bez nadęcia. Francuz byłby może to samo uczynił przez fanfaronadę, Brian zaś przywiązywał do małéj rzeczy tak prawdziwą wartość, że dla niéj byłby poruszył cały świat.
Zuzanna ustami dotknęła kwiatu.
— On mię nie opuści, milordzie, rzekła.
Piérwszy kwiat, po którym płakała Zuzanna, był podobny do kamelii pochodzącéj z oranżeryi królewskiéj. Zuzanna nosiła go, chociaż wysechł, przez długi czas, w małéj złotej sylwetce. Raz pokazała go Brianowi, a ten przez niezręczność, czy też mimowolną powodowany zazdrością, zgniótł go w palcach na miazgę.
Dla tkliwego serca nie było to drobnostką. Na widok zniszczonego kwiatka, Zuzanna zalała się łzami, a Brian rozpaczał jakby jaką zbrodnię popełnił.
Zuzanna dawno już zapomniała o kwiatku. — Cały jéj smutek ograniczył się na chwilowéj tro-