Bo też śmiałego miał się chwycić kroku, a może bez przykładnego u naszéj arystokracyi, niewolniczki zwyczaju i krępowanéj nieprzestannie ciasną sznurówką narodowéj etykiety. Jakkolwiek bowiem, wielką była miłość hrabiny, wiedział, że piérwsze jego wyrazy wzburzą w niéj cały instynkt angielskiéj i magnackiéj dumy. Jakoż téj rzeczy drażnić niebezpieczno, bo częstokroć instynkt ten u dam naszych silniejszym bywa nad samą miłość.
Markiz téż czuł, że tak powiemy, iż ziemia drży pod nim, wahał się i milczał.
Zakochane kobiéty zgadują. Hrabina przyszła mu w pomoc.
— Czy masz do mnie jaką prośbę milordzie? spytała.
— Tak jest, milady, odpowiedział Rio-Santo, któremu ten wstęp nieco przyszedł w pomoc; prosiłbym cię o jednę łaskę... o jedne przysługę, błahą na pozór, która w innych krajach byłaby najpospolitszą rzeczą, ale która ze względu na wasze angielskie obyczaje...
— Czy nie wiesz milordzie, że ci nic nie odmówię?
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/349
Wygląd
Ta strona została przepisana.