Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Djabelnie się sparzyli! mruknął Bob-Lantern w swoim kącie. Ja zawsze myślałem, że te przeklęte schody gdzieś prowadzą...
Jego Wielmożność zwolna odszedł tą samą drogą którą przyszedł.
Charlie i Tom smutni, pobiegli czém prędzéj połączyć się z towarzyszami.
Pan Smith wstał i postawił biurko na swojém miejscu.
— Trzeba się będzie tego pozbyć, rzekł zimno wskazując na trup Sauniego.
— Tak jest panie Smith, odpowiedział z uszanowaniem Turnbull.
Jakby nigdy nic nie zaszło, pan Smith wziął znowu do ręki Times, zaczął czytać od miejsca, w którém mu przerwano, czekając aż Mikołaj przyniesie drobnych.