Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uznałem mądrość uwagi Gerwida, i zaczerpnąwszy odwagi z głębi méj duszy, wystąpiłem do walki z obrazem księcia Neujabi, który zdaje się, już się zagnieździł w sercu Lawinii, przedziwnie pięknéj, uroczéj jak same bóstwo miłości.
Przy obiedzie, Gerwid nasunął mi sposobność błyszczenia mym dowcipem i memi wiadomościami. Lawinia z razu roztargniona, zaczęła się na mnie spoglądać coraz ciekawszém okiem, jak na jakieś wyższe jestestwo, i nareszcie całkiem zajęta rozmową, zleciała ze mną z sali jadalnej pod szpalery ogrodu, i tam się przechadzała aż do późnego wieczora.
Dopiéro wówczas spostrzegliśmy, że jeden z licznych małych wulkanów, otaczających miasto na odległość dwu czy trzy milową, wyziewał ogień wysoko w niebo, i głębokim, jakby tłumionym łoskotem, roztrącał powietrze.
Wzbiliśmy się z Lawinią wysoko pod obłoki, aby rozeznać który to wulkan tak się rozognił.
Był to właśnie wulkan, służący naszemu miastu za smętarz, i sterczący wśród głębokiego jeziora, zwanego Martwém, dla tego, że żadnéj ryby, ani też żadnego śladu jakiegokolwiek żyjątka, w nim dotychczas nie odkryto.
Tu nie chowają umarłych w łonie ziemi, lecz