Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Już i nam dojadł do żywego, chcemy mu dać proszków na sen, zaśnie, to sobie pójdziesz.“ Ja mówię: „Dobrze.” Myślałam, że to proszek nie szkodliwy. Szymon dał mi papierek. Weszłam — on leżał za parawanem i kazał dać sobie koniaku. Wzięłam ze stołu butelkę fine-champagne, nalałam dwa kieliszki sobie i jemu, do jego kieliszka wsypałam proszek i dałam mu. Czyż jabym dała, żebym wiedziała?
— A zkąd oskarżona wzięła pierścionek?
— Pierścionek sam mi podarował.
— Kiedyż podarował oskarżonej?
— Jak przyjechaliśmy do numeru ja chciałam odejść, a on uderzył mnie w głowę i złamał grzebień. Rozgniewałam się i chciałam odjechać. Zdjął z palca pierścionek i dał mi go — abym tylko nie odjeżdżała.
Pod tę porę podprokurator znów powstał — i z tymże samym rzekomo naiwnym wyrazem twarzy prosił o pozwolenie zadania jeszcze kilku zapytań. Otrzymawszy pozwolenie, przekrzywił głowę na haftowany kołnierz i spytał:
— Chciałbym dowiedzieć się, jak długo bawiła podsądna w numerze u kupca Smiełkowa?
Masłowę znów strach ogarnął, i niespokojna, wodziła oczyma to na przewodniczącego, to na podprokuratora. Wreszcie przemówiła prędko:
— Nie pamiętam jak długo.
— A czy nie pamięta oskarżona, czy wstępowała gdziekolwiek w hotelu, wyszedłszy od kupca Smiełkowa.
Masłowa zamyśliła się.
— Do niezajętego numeru sąsiedniego wstąpiłam.
— A po co oskarżona wstępowała? — rzekł podprokurator z zajęciem, zwracając się prosto ku niej.