Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/524

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a otworzywszy baryerę, wypuścili stojące na promie wozy. Wjeżdżały koleją powózki i wstępowały ostrożnie strachające się wody konie. Fale szerokiej, bystrej rzeki, uderzały o boki promu, wyprężając liny. Gdy prom był pełen i wózek Niechludowa, z odprzężonemi końmi, ściśnięty ze wszystkich stron wozami, stanął w jednym kącie, przewoźnicy założyli baryerę, nie zwracając uwagi na prośby tych, co się pomieścić nie zdołali, zdjęli liny i ruszyli naprzód. Na promie panowało milczenie, słychać było tylko tupanie nóg przewoźników i przestępywanie kopyt końskich.
Niechludow stał przy poręczy promu, wpatrując się w szeroką, bystrą rzekę. W wyobraźni jego naprzemian stawały dwa obrazy. Podrzucana na trzęsącej się po grudzie kibitce głowa umierającego w gniewie i męce Krylcewa, i postać Kasi, mężnie idącej obok Simonsona. Ow znękany, prawie konający, bez gotowania się na śmierć Krylcew, czynił wrażenie smutne i przygnębiające. Z drugiej znów strony ta dzielna Kasia, ożywiona tem przeświadczeniem, że posiada miłość takiego człowieka, jak Simonson, widząc, że obecnie stoi na pewnym, twardym gruncie, ta Kasia powinna była cieszyć Niechludowa. Ale i to wrażenie było bolesnem i przykrem i nie mógł Niechludow opanować uczucia i smutku, jaki go ogarniał.
Z miasta dolatywał po falach rzeki głuchy, daleki szum i gwar i metaliczne drżące dźwięki klasztornych dzwonów.
Stojący obok Niechludowa jamszczyk i prowadzący koni stajenni, jeden po drugim zdjęli czapki i przeżegnali się. Najbliżej niego, obok poręczy promu stojący, nizki, obdarty starzec, którego Niechlndow dotąd nie zauważył, nie przeżegnał się, lecz podniósł głowę i uporczy-