Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/514

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzieć, że ona zdaje sobie z pewnością sprawę z tej dziwacznej i nienaturalnie wyegzaltowanej miłości Simonsona. Schlebia jej ta miłość i lęka się jej. Pan wiesz, ja w tych sprawach doświadczenia nie mam, ale mi się zdaje, że u niego jest to najpospolitsze, chociaż zamaskowane męzkie uczucie. Mówi, że ta miłość podnieca jego energię i że to miłość platoniczna. Ale to wiem, że jeżeli to miłość wyłącznie idealna, to jednak na dnie jej musi spoczywać zmysłowość i brutalność, jak u Nowodworowa z Lubą.
Marya Pawłowna odbiegła od przedmiotu, porwana ulubionym tematem swych rozmyślań.
— Cóż mam robić? — spytał Niechludow.
— Myślę, że trzeba stanowczo rozmówić się z Kasią. Najlepiej wszystko postawić jasno. Pomów pan z nią otwarcie, zawołam ją. Dobrze? — powiedziała Marya Pawłowna.
— I owszem — odrzekł Niechludow, i Marya Pawłowna wyszła.
Dziwne uczucie opanowało Niechludowa, gdy został sam w małej izdebce, słuchając cichego oddechu Wiery Efremowny, przerywanego od czasu do czasu jakimś jękiem i gwałtowną niemilknącą wrzawą, jaką czynili przestępcy po za drzwiami.
Słowa Simonsona zwalniały księcia z nałożonych na siebie zobowiązań, z obowiązku, który w chwilach upadku ducha wydawał mu się ciężkim i strasznym. A jednak, nietylko, że mu coś przykrość sprawiało, ale coś go zabolało w głębi duszy.
W uczuciu Niechludowa było i to, że z chwilą propozycyi Simonsona znikała wyłączność jego postępku, malała w jego własnych i cudzych oczach ofiara, którą zamierzał spełnić.